sobota, 24 marca 2012

2012.03.16 - 17 - Hampi


Hampi – czyli... w krainie świątyń i kamulców:)

Podróż do Hampi

Wybrzeże Goa nie rzuciło nas na kolana, dlatego też postanowiliśmy zrobić 2 dniową wycieczkę do Hampi – skalistej krainy świątyń, położonej ok 400 km na wschód od Goa. Ponieważ wcześniej nie zaplanowaliśmy szczegółowej daty wyjazdu do Hampi, zostaliśmy zmuszeni do zakupu biletu kolejowego w ostatniej chwili - na dzień przed wyjazdem.
Jak już wcześniej wspominaliśmy bilety w Indiach należy kupować z co najmniej miesięcznym wyprzedzeniem – wtedy mamy gwarancję, że dostaniemy miejscówkę. Tak jak się spodziewaliśmy na nasz pociąg wszystkie miejscówki zostały już wykupione i pozostała nam tylko opcja biletu z „waiting list” tzn. bez miejscówki :/
Doświadczeni ostatnią podróżą pociągiem wiedzieliśmy czym w sensie dosłownym i w przenośni śmierdzi podróż klasą sleepera, dlatego też perspektywa spędzenia 7 godzin na podłodze lub w przejściu koło toalet trochę nas przeraziła. Dodatkowo bilet waiting list na sleepera miał już 136 osób, więc postanowiliśmy, że tym razem będzie na bogato i kupiliśmy bilety waiting list w klasie AC3, czyli trzecia klasa z klimatyzacją. Nasze bilety były na 16 i 17 pozycji na liście, więc była szansa na upgrade do miejscówki.
W klasie AC3 mimo braku miejscówki przemiły i pełen szacunku dla naszego koloru skóry pan konduktor szybciutko znalazł dla nas miejsca, a podróż upłynęła w błogiej atmosferze ogólnej czystości, wykrochmalonych poduszek i przyjemnego chłodu wydobywającego się z klimatyzatorów.
Zdecydowanie najbardziej komfortowa podróż w Indiach do tej pory! Polecam:)

Hampi

Hampi od samego początku zrobiło na nas bardzo pozytywne wrażenie. Jest niezwykle malowniczo usytuowanym miastem położonym wśród kamienistych wzgórz pośród, których znajdują się porozrzucane na powierzchni kilkunastu km kwadratowych kompleksy świątynne i pałacowe.
Najstarsze obiekty w Hami datowane są na początek XIV wieku, kiedy to książę Harihararaya (uwielbiam te nazwy:) wybrał Hampi na miejsce nowej stolicy Vijayanagar :), która przez następne kilka stuleci przeobraziła się w jedno z największych imperiów dziejach Indii. W XVI wieku Hampi było metropolią liczącą 500 000 ludzi.
Wyłaniające się z dżungli lub osadzone na surowych skałach misternie zdobione ruiny świątyń i innych obiektów hinduskiej architektury tamtego okresu robią naprawdę ogromne wrażenie.
Niecodzienne jest też to, że mimo zabytkowego charakteru świątyń, mieszkańcy Hampi postanowili zaadoptować niektóre ruiny na swoje domostwa. Niestety miejsca, w których zamieszkali tubylcy z pięknych zabytkowych obiektów przeobraziły się w baraki :( dlatego też obecnie trwa konflikt między organizacjami starającymi się nadać ruinom w Hampi status chronionych prawem zabytków i nalegającymi na przesiedlenie mieszkańców poza ten obszar, a lokalną ludnością, która (jak zwykle to bywa w takich sytuacjach) ani myśli się wyprowadzić.
W Hami spędziliśmy łącznie 1,5 dnia zaliczając kluczowe momenty dnia, czyli zachód i wschód słońca, a efekty naszego poświęcenia, związanego z pobudką o 6 rano zamieszczamy poniżej :)









 



Nasza wyprawa poza nieziemskimi świątyniami dała nam jeszcze jedną niesamowitą niespodziankę, otóż poznaliśmy oblicze najprawdziwszego Dziabąga, oto prezentujemy je światu:






Powrót z Hamipi i ostatni dzień na Goa:

Powrót z krainy kamulców na Goa nie był już tak przyjemny jak podróż AC3, ale źle też nie było. Wracaliśmy nocnym autobusem z leżankami do spania. I tutaj znowu zaskoczenie, ponieważ w autobusie są tylko podwójne i na dodatek bardzo ciasne leżanki – zatem jeżeli podróżuje się samotnie istnieje 100% szans na to, że spędzimy noc przytuleni do kogoś kogo nie znamy. Jeżeli mamy szczęście to przytulimy się do innego turysty, jeżeli mamy pecha to spędzimy noc w objęciach niekoniecznie pierwszej świeżości hindusa:)
Po nocy pełnej zakrętów i wyboi o 5 rano dotarliśmy na Goa, ponieważ było jeszcze ciemno i nie mieliśmy żadnego hotelu , postanowiliśmy że spędzimy poranek na plaży. Za 150 dojechaliśmy rikszą na plażę. Nasz zbyt wczesny i niezapowiedziany przyjazd obudził lokalną watahę psów zamieszkujących plażę. Pieski entuzjastycznie nas przywitały, a następnie postanowiły, że już do końca naszego pobytu na plaży będą dotrzymywać nam towarzystwa, zatem poranek upłyną pod znakiem odsypiania nieprzespanej nocy w śpiworku i zabawy ze skunksami, które z całych sił starały się nam dostarczyć rozrywki.





Codziennie uczymy się nowych rzeczy....nauka na dziś: „Nie ufajcie przewodnikom”, a w szczególności Lonely Planet.
Tak jak już wspomnieliśmy wcześniej, na Goa było troszkę nudnawo, zatem aby urozmaicić sobie dzionek postanowiliśmy wyruszyć skuterkiem ok. 50 km na północ, aby zwiedzić miasto Panaji, które opisano w Lonely Planet jako miejsce niezwykle malownicze, klimatyczne, pełne portugalskiej kolonialnej architektury, zabytkowych kościołów i kolorowych, nasyconych barwami Indii elewacji. Zachęceni tym entuzjastycznym opisem postanowiliśmy poświęcić dzień wylegiwania się na plaży i ruszyliśmy ruchliwą i zatłoczoną drogą w kierunku miasta. Jakie było nasze rozczarowanie kiedy ponad 1,5 godziny później dojechaliśmy na miejsce. Zamiast pięknej architektury i niezwykłego klimatu, zastaliśmy kolejne brudne, zniszczone i zaśmiecone miasto, w którym największą atrakcję (przynajmniej dla nas) było wypicie piwa w restauracji z widokiem na brudną zatokę po której pływały zardzewiałe promy :)
Z tej wycieczki mamy tylko jedno zdjęcie. Jedynym w miarę ładnym obiektem w mieście okazał się być kościół. Było jeszcze parę starych portugalskich rezydencji, ale czas zdążył zrobić swoje, a nikt nie próbował go powstrzymać, więc nie były zbyt okazałe. Zrezygnowani wróciliśmy na naszą plażę obejrzeć przy piwie zachód słońca. Po zmierzchu oddaliśmy skuter, wzięliśmy plecaki i ruszyliśmy do Madgaon aby złapać nocny pociąg do Kochi w Kerali.





Przy okazji wrzucamy zdjęcie zrobionego własnoręcznie na potrzeby wyprawy saftey device. Do siatki wykonanej z linki stalowej fi 2 mm wkładamy laptopa i inne wartościowe rzeczy, przyczepiamy do jakiegoś stałego elementu w pociągu linką fi 4mm, zapinamy kłódką i gotowe, można spać spokojniej.


3 komentarze:

  1. opatentuj ten zestaw antyzlodziejowy bo calkiem dobry pomysl.
    widze ze od samego poczatku aktywnie podrozujecie. oby wam kondychy starczylo:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietne zdjecia z Hampi!!! Olkowi bardzo sie podobaly ptaszki a jak zobaczyl pieski to powiedzial 'hau, hau'. No i Twoje zdjecie z usmiechem go powalilo- smial sie z wujka ;-D
    Gdzie teraz jestescie?

    OdpowiedzUsuń