W trakcie zwiedzania świątyń i kamulców w Hampi natknęliśmy się na 3 osobową grupę Polaków – Elę, Sarę i Radka. Okazało się, że również planują pojechać do Kerali aby popływać tzw. Houseboatem po ogromnej sieci kanałów jaka tam przez lata powstała. Co więcej okazało się, że mają bilet na ten sam pociąg co my. Zastanawiałem się, czy zaproponować im połączenie sił i wypożyczenie większej łódki, ale obawiałem się, że możemy mieć różne podejścia i oczekiwania co do tego rejsu. Jednak jedna z nowych koleżanek szybko rozwiała moje obawy, gdy w tracie rozmowy o problemach żołądkowych wyciągnęła z torebki flaszkę Finlandii mówiąc, że to jej najlepszy sposób na zatrucia. Po tej akcji wiedziałem, że się dogadamy :)
Do Kochin
dotarliśmy nocnym pociągiem ok 11 rano, zrobiliśmy sobie krótką
przerwę na kawę w jednej z kafejek sieci Indian Coffe House. Sieć
ta została założona przez Brytyjczyków w latach 40 XX w. i od
tamtego czasu nic w niej się nie zmieniło – ten sam wystrój, ten
sam ubiór kelnerów, te same pozycje w menu. Jedyne co się zmieniło
to to, że kafejki przeszły w ręce pracowników i każdy z nich
jest udziałowcem sieci.
Po kawie
ruszyliśmy na dworzec autobusowy i autobusem dotarliśmy do Allepey,
gdzie po twardych negocjacjach wynajęliśmy łódkę, następnie
zrobiliśmy szybkie zaopatrzenie i wyruszyliśmy w rejs po kanałach.
Radek ze swoją pierwszą żoną Sarą
Radek ze swoją drugą żoną Elą
Koncentrat alkoholowy - ekipa z Polski wie co dobre ;)
Transport kombajnu
Sam rejs był
bardzo przyjemny, zobaczyliśmy parę ładnych i uroczych zakątków,
dodatkowo załoga serwowała nam przepyszne lokalne dania, a nasi
współtowarzysze okazali się bardzo imprezowi.
Co prawda w
ciągu tej jednej doby zobaczyliśmy tylko ułamek dziewięćset
kilometrowej sieci kanałów, ale i tak było warto. Chętnie
zostalibyśmy jeszcze jeden dzień, ale ekipa miała już bilety na
nocny pociąg do Bangalore, więc nie było to możliwe. Po rejsie
pojechaliśmy na dworzec autobusowy, gdzie pożegnaliśmy się i
ruszyliśmy w swoje strony – Sara, Ela i Radek ruszyli do Kochin
złapać pociąg, my ruszyliśmy do Periyar Wildlife Sanctuary
polować na tygrysy :)
Zajebiscie! usmialam sie ;-)... Bamboo boats to jedno z moich najmilszych wspomnien...
OdpowiedzUsuńJa tez w indiach mialam swojego psa. Lazil za mna po calym kampusie ;-) My najczesciej pilismy kawe w 'daily coffee'- tez siecowka, bardzo fajna. U nas na kampusie nawet byla filia i mialam numer telefoniczny do tej kafejki i moj wlasny hindus mi przynosil kawe ;-D
U nas jest polnoc, Olus spi a ja przygotowuje wlasnie materialy do sprawdzenia przez mojego prof. i plakac mi sie chec jak czytam wasze przezycia z podrozy. ja tez chce jechac!!!
Widze ze wasza bamboo boat byla na mega wypasie! nie to co nasza studencka! ... no i kazdy ma to samo zdjecie z zachodem slonca nad polami bawlny i palmami :-D
OdpowiedzUsuń