sobota, 12 maja 2012

2012.04.07 - 08 Port Blair


Uff, ostatni miesiąc był bardzo intensywny, a do tego komputer zostawiliśmy przed wyjściem w góry w hostelu w Kathmandu, więc narobiły się ogromne zaległości na blogu. Na szczęście teraz mamy sporo czasu żeby je nadrobić – jesteśmy w podróży z Kathmandu do Manili na Filipinach. Podróż ta odbywa się przez Delhi i Hongkong i zajmuje prawie 20h, dodatkowo w Delhi mamy 8 godzin czekania na samolot, więc może uda się podpiąć do gniazdka i przez całą podróż solidnie nadrobić ponad miesięczne zaległości. W tym momencie jesteśmy już w Hong Kongu, jest wi-fi więc przed odlotem do Filipin zdążyłem jeszcze wrzucić chociaż tego posta, reszta już z Filipin.

2012.04.07 - 08 Port Blair

Port Blair jest stolicą Wysp Andamańskich. Jest dość sporym miastem, już nie tak spokojnym i przytulnym jak wioski na mniejszych wyspach, trochę bardziej przypomina zatłoczone i brudne miasta kontynentalnych Indii, ale i tak jeszcze mu do nich daleko. Po tak długim pobycie w tropikalnym raju, był dobrą rozbiegówką przed powrotem do indyjskiej rzeczywistości, której na imię Kalkuta :)
W Port Blair nie zagrzaliśmy zbyt długo miejsca, właściwie byliśmy tu tylko jedno popołudnie i wieczór, po przypłynięciu promem z Niel's Island oraz jeden poranek przed wylotem do Kalkuty. Zresztą poranek był porankiem wielkanocnym, ale o tym za chwilę.

Popołudnie po przypłynięciu promem spędziliśmy na chodzeniu po mieście, objadaniu się lodami i zwiedzaniu okolicznych zabytków. Wiele ich nie było, ale jednym z ciekawszych było więzienie, które zostało zbudowane przez, a raczej z rozkazu Anglików, kolonizujących wtedy Indie. Do tego więzienia byli wysyłani więźniowie polityczni, którzy sprzeciwiali się poddaniu Indii Anglikom. Jak to zazwyczaj bywa w przypadku więźniów politycznych zamkniętych w jednym miejscu, zaczęli się wymieniać rewolucyjnymi myślami, książkami i stworzyli swoisty „uniwersytet rewolucyjny”.


 Główna brama więzienia

 
Jedno ze skrzydeł więzienia


Podczas szlajania się po mieście trafiliśmy na lokalną filię P&G :)




Wieczorem, dorwaliśmy się do kafejki internetowej z piekielnie wolnym internetem. Zrobiliśmy update bloga oraz galerii zdjęć i obdzwoniliśmy rodzinę.

Następnego dnia rano zorganizowaliśmy sobie w lokalnej restauracji wielkanocne śniadanie. Był świąteczny chleb (tosty), były jajka, niestety nie było kiełbasy, ale za to zamówiliśmy sobie placek z różnymi sosami m.in. z zielonego groszku. Było świątecznie, prawie :)



Po śniadaniu pojechaliśmy na lotnisko, skąd o 11:30 wystartowaliśmy do Kalkuty.


Klima w samolocie była tak mocno podkręcona, że z kratek wylotowych leciała zimna para

2 komentarze:

  1. no jestescie wreszcie. zaczalelismy sie juz zastanawiac gdzie wsiakliscie - ze moze gory wam sie tak spodobaly i juz wracac nie chcecie.

    ale skoro wrociliscie do zywych to dawac tu szybko nepalska porcje relacji i fotek bo sie doczekac nie mozemy. w szczegolnosci waszych odczuc z tego kraju.

    pozdrawiamy i trzymajcie sie cieplo, choc w waszej sytuacji to raczej odpowiednie jest chlodno:)
    Daniel&Aga

    OdpowiedzUsuń
  2. jestesmy jestesmy, sam dobrze wiesz jak trudno jest podrozowac i prowadzic bloga na biezaco,tym bqardziej w kraju w ktorym internet jest trudno dosteppny a jak jest to jest straaasznie wollny

    anyway po 33h lotow dotarlismy na Filipiny i tu z netem jest juz duzo lepiej wiec niedlugo bedziemy ostro strzelac postami, jeszcze tylko pokonamy mala bariere w postaci innychwtyczek do kontaktu - bateria padla w trakcie pisania relacji podczas przelotow (ta wiadomosc wysylam z kindla - jest zasieg,w Nepalu nie bylo)

    cierpliwosci, niedlugo wrzucimy pare postow a w miedzyczasie napiszemy relacje z trekow po niesamowitych Himalajach

    pozdro!

    OdpowiedzUsuń