Ok, już na Filipinach, jest net, mamy już lokalną wtyczkę do kontaktu, więc nadrabiamy zaległości.
2012.04.08 – Kalkuta
W Kalkucie, podobnie jak w Port Blair, nie zabawiliśmy długo. Wylądowaliśmy ok. 14 i zanim się przedarliśmy na dworzec, gdzie zostawiliśmy bagaże była już 15. Z dworca promem przedostaliśmy się na drugą stronę rzeki.
2012.04.08 – Kalkuta
W Kalkucie, podobnie jak w Port Blair, nie zabawiliśmy długo. Wylądowaliśmy ok. 14 i zanim się przedarliśmy na dworzec, gdzie zostawiliśmy bagaże była już 15. Z dworca promem przedostaliśmy się na drugą stronę rzeki.
Ciągle
narzekamy, że te Indie brudne itp., a tu proszę: pan zamiata rzekę!
Jeden z
większych mostów w Kalkucie, którego z jakichś powodów nie wolno
fotografować, dlatego nie zamieszczam tu zdjęcia, którego nie
wykonałem.
Zdążyliśmy
pochodzić po mieście może ze 2 godziny i złapała nas straszna
burza, przed którą schroniliśmy się się w knajpce. Jednak przez
te 2 godziny zdążyliśmy zobaczyć to z czego Kalkuta jest znana –
ogromne kontrasty i wszechobecna bieda. W XX w. Kalkuta przeżyła
kilka wielkich imigracji, spowodowanych wojnami lub prześladowaniami
religijnymi w sąsiednich krajach (m.in. po podziale Indii
Brytyjskich z Pakistanu Wschodniego (obecnie Bangladesz) uciekło
kilka milionów Hindusów i trafili właśnie do Kalkuty). Jakby tego
było mało, do miasta w poszukiwaniu szczęścia przeprowadza się
mnóstwo ludności z okolicznych wsi. W wyniku tego miasto stało się
strasznie przeludnione, brakuje miejsc pracy, mieszkań itp. więc
ludzie mieszkają na ulicach i żyją z jałmużny albo sprzedając
jakieś snaki czy inne pamiątki.
Nie
zwiedziliśmy żadnych zabytków, bo były za daleko od dworca i
brakło nam czasu. Po posiłku wskoczyliśmy do taksówki i
pojechaliśmy na dworzec, mieliśmy jeszcze chwilę czasu, więc
pokręciliśmy się po okolicy. Generalnie dworce w Indiach są dość
zatłoczone, ale to co się działo w Kalkucie, spokojnie zalicza się
do pierwszej piątki najbardziej zatłoczonych dworców jakie
widziałem :) Przewijali się tam wszyscy, od ludzi wracających z
pracy/szkoły z teczkami/plecakami, po dalekobieżnych z ogromnym
bagażem podróżnym składającym się np. z 10 plastikowych krzeseł
albo stosem polan do palenia ognia (chodliwy towar w Varanasi), a na
dokładkę jeszcze biali turyści, ale ich na szczęście nie było
zbyt wielu i po prostu zginęli w tym tłumie. W pewnym momencie
burza się skończyła i wyszło słońce – miało bardzo
intensywny żółty kolor. Około 19:30 wskoczyliśmy do naszego
pociągu i pół godziny później pędziliśmy już do Varanasi.
Zachód słońca nad peronem
Pobliski dworzec autobusowy
Podróżny do Varanasi z ładunkiem drewna
Piekne zdjecia! U nas- tzn w Slupsku piekna pogoda, Olek szalal na plazy w piachu, gania Bore, karmi ja, podaje jej pileczke- komedia. Jutro jedziemy zobaczyc Wasz dom.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia- mama, tata, siostra, siostrzeniec.