Po 33
godzinach podróży dotarliśmy do Cebu. Najpierw był 2 godzinny lot
z Kathmandu do Delhi, potem 8 godzin czekania i o północy
rozpoczęliśmy 6 godzinny lot do Hong Kongu, a potem 3 godziny
czekania na lot do Manili. Tam okazało się, że aby wejść na
pokład samolotu do Filipin, trzeba mieć wykupiony wylot z tego
kraju. Są to wymagania urzędu imigracyjnego, z nimi się nie wygra,
więc trzeba się grzecznie podporządkować Jeżeli wylot jest w
ciągu 21 dni od przylotu wiza jest darmowa, jeżeli później, to
już płatna chyba ok 50$ za max 59 dni. My wybraliśmy opcję
darmową i założyliśmy 3 tygodnie na Filipiny, mało, ale więcej
nie mamy. Korzystając z darmowego wifi na lotnisku znaleźliśmy
tani wylot z Manili do Malezji i kupiliśmy bilety.
Podczas
przelotów czytaliśmy przewodnik po Filipinach i wstępnie
zaplanowaliśmy naszą trasę. Wychodziło, że najlepiej będzie
zacząć od Cebu, wyspy w środku Filipin i powoli przemieszczać się
na północ. Przed wylotem z HK zdążyliśmy znaleźć tani lot z
Manili do Cebu jeszcze tego samego dnia. Przelot HK – Manila trwał
2 godziny, na lotnisku czekaliśmy jeszcze 6 godzin i wieczorem o 19
wystartowaliśmy do Cebu. W ten sposób po 33 godzinach od pchania
rikszy w Katmandu znaleźliśmy się w Cebu, była godzina 22 i
padliśmy zmęczeni na łóżko.
Ta podróż
dla mnie była szczególnie męcząca, bo dzień przed wylotem z
Kathmandu, prawdopodobnie na lunchu w Bhaktapur znowu się zatrułem
(czy to się kiedyś skończy?). Miałem konkretną biegunkę i
ganiałem do kibla co pół godziny. Szczególnie stresujące były
momenty, w których samolot kołował do startu i startował, gdy nie
można było korzystać z toalet. No ale jakoś przetrwałem i
dotarłem do celu.
Cebu nie
zwiedzaliśmy, raczej nie ma tam nic szczególnego do oglądania. Ja
zwiedziłem tylko szpital, bo od trzech dni nic mi się nie
poprawiało i zastanawiałem się czy to nie robaki jak u Kasi. W
szpitalu pełna kulturka: czysto, przyjemnie, obsługa bardzo miła.
Na izbie przyjęć jedna pielęgniarka robiła wywiad co mi dolega i
wszystko skrzętnie zapisywała w formularzu, druga mierzyła mi
ciśnienie i temperaturę, trzecia założyła mi na palcu czujnik do
pomiaru tętna. Ta pierwsza wszystkie pomiary zapisała w formularzu
i 5 minut później przyszła pani doktor mając już wszystko na
tacy. Pogadała ze mną chwilę i zleciła badanie krwi oraz kału i
dorzuciła kroplówkę, na wszelki wypadek, żebym się nie odwodnił.
Zanim skończyła się kroplówka miałem już wyniki badania krwi, z
kałem było trochę gorzej, bo miałem puste jelita, ale wg pani
doktor z opisu moich dolegliwości można było wywnioskować co mi
jest. Dopadły mnie jakieś bakterie. Dostałem tabletki, ogólne
zalecenia i do domu, załatwione.
Po szpitalu
zabraliśmy plecaki z hotelu i
pojechaliśmy na prom na wyspę Bohol na spotkanie z Tarsierami :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz