1000 PHP = 80 PLN
Do Anilao dotarliśmy
dopiero późnym wieczorem. Była godzina 22.30 i wszystkie resorty w
okolicy były pozamykane (swoją drogą dziwaczny zwyczaj zamykać
recepcję o 17, ale tak to tam właśnie wygląda). W końcu po ponad
godzinie bezowocnych poszukiwań kierowca naszego trzycykla zawiózł
nas do jedynego czynnego resortu w okolicy. Resort to za dużo
powiedziane, było to centrum nurkowe z pokoikami dla nurków i czymś
w stylu stołówki, głównie nastawione na nurków z Korei. Była
już prawie 23, więc obudziliśmy właściciela (Koreańczyka w
podeszłym wieku) i zaczęły się negocjacje. Okazało się że w
okolicy Anilao, w porównaniu z innymi miejscami, w których
dotychczas byliśmy, ceny są po prostu szalone. Za dobę w pokoiku
marnej jakości z klimą (bez klimy nie było) właściciel krzyknął
2500 peso, kiedy do tej pory płaciliśmy zawsze coś w okolicy 600
(za fajną chatkę w resortach z basenem)! Dodał, że w cenę
wliczone jest jedzenie, ale dzienny koszt jedzenia na jedną osobę
na Filipinach to ok. 300 peso, zatem nadal ten układ wcale się nam
nie kalkulował. Ja chciałem następnego dnia popłynąć na
nurkowanie, natomiast Kasia ze względu na lekkie zapalenie ucha,
którego się nabawiła podczas ostatnich nurkowań postanowiła
sobie zrobić przerwę. W końcu po prawie 30 minutach przerzucania
się kwotami ustaliliśmy cenę naszego 1 dniowego pobytu na 6500
peso z wyżywieniem za dwie osoby, w tym moje 4 nurkowania (cena
nurkowania na Filipinach to od 1200 do 1500 peso za jedno
nurkowanie), więc w gruncie rzeczy super deal! Po negocjacjach
zmęczeni padliśmy na łóżka.
Rano wstałem wcześnie,
żeby zjeść śniadanie i dobrać sprzęt, po czym wypłynęliśmy
na nurkowania. Szczerze mówiąc zaskoczyli mnie ilością nurkowań
w ciągu jednego dnia. Zazwyczaj nurkowałem góra 3 razy i potem
byłem dość zmęczony. Nie jest to zmęczenie takie jak po długim
biegu, czy długiej trasie na rowerze, jest to zupełnie inny rodzaj
zmęczenia. Nie do końca wiem z czego to wynika, ale po prostu
człowiek ma ochotę położyć się i zasnąć. W każdym razie
brałem pod uwagę opcję opuszczenia ostatniego nurkowania.
Jak już wspomniałem,
centrum nurkowe było nastawione na Koreańczyków i właśnie to
byli moi towarzysze podczas nurkowań. Jak dotąd nurkowałem z
różnymi nacjami, ale Koreańczycy przebili wszystkich. Pod wodą
zachowują się tragicznie – dotykają koralowców, łapią
wolniejsze ryby, podnoszą ślimaki i inne wolne zwierzaki morskie, a
niektórym nie przeszkadza np. to że stają na delikatnych
ukwiałach... Po prostu pogrom pod wodą. Mam nadzieję, że trafiłem
na wyjątkowych ignorantów i że nie wszyscy w Korei mają takie
podejście do podwodnego życia.
Jakby tego było mało to
powietrze kończyło im się już po 40 minutach, w momencie gdy ja
miałem około połowę zbiornika, ale skoro nurkowaliśmy jako
grupa, musiałem wynurzać się razem z nimi Teraz rozumiem czemu
nurkują aż 4 razy...
Jeżeli chodzi o samo
nurkowanie, to na Anilao rafa jest bardzo bogata. Koralowce są
przepiękne, a w niektórych miejscach jest bardzo dużo ryb, z tym,
że są to małe ryby. Brak tam jakichkolwiek dużych ryb, nawet o
pospolite w innych miejscach red snappery było trudno. Wynika to ze
spustoszenia okolicznych wód przez kłusowników polujących za
pomocą dynamitu. Taki delikwent zamiast zarzucać wędkę albo sieć
po prostu rzuca dynamit przywiązany do kamienia. Dynamit opada na
dno i wybucha, ryby umierają w wyniku fali uderzeniowej i wypływają
na powierzchnię. Kłusownik zgarnia większe ryby, a małe zostawia.
W ten sposób ginie spora ilość dużych i małych ryb, a do tego
niszczone są koralowce. Taki sposób połowu jest nielegalny na
Filipinach, niestety lokalesi za bardzo się tym nie przejmują i już
od lat pustoszą rafy. Efektem tego jest absolutny brak dużych ryb w
okolicy. Podobno jeszcze 5-7 lat wcześniej było sporo rekinów,
tuńczyków itp., teraz nie ma ich tutaj już wcale. Do tego przy
brzegu, na powierzchni wody pływa masa śmieci...
yellow trumpetfish
murray eel
Kasia, podczas gdy ja
nurkowałem, postanowiła za dnia rozejrzeć się za bardziej
przyjaznym resortem. Niestety jej poszukiwania nie dały zbyt dobrych
rezultatów – wszędzie było znacznie drożej niż w resorcie, do
którego trafiliśmy, a wcale nie było lepiej. Biorąc to pod uwagę
oraz fakt, że raczej już nic więcej ciekawego pod wodą nie
zobaczymy postanowiliśmy spakować plecaki i ruszyć do Batangas,
gdzie następnego dnia rano złapaliśmy prom do Puerto Galera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz