wtorek, 12 czerwca 2012

2012.05.22 - 23 - Anilao


1000 PHP = 80 PLN

Do Anilao dotarliśmy dopiero późnym wieczorem. Była godzina 22.30 i wszystkie resorty w okolicy były pozamykane (swoją drogą dziwaczny zwyczaj zamykać recepcję o 17, ale tak to tam właśnie wygląda). W końcu po ponad godzinie bezowocnych poszukiwań kierowca naszego trzycykla zawiózł nas do jedynego czynnego resortu w okolicy. Resort to za dużo powiedziane, było to centrum nurkowe z pokoikami dla nurków i czymś w stylu stołówki, głównie nastawione na nurków z Korei. Była już prawie 23, więc obudziliśmy właściciela (Koreańczyka w podeszłym wieku) i zaczęły się negocjacje. Okazało się że w okolicy Anilao, w porównaniu z innymi miejscami, w których dotychczas byliśmy, ceny są po prostu szalone. Za dobę w pokoiku marnej jakości z klimą (bez klimy nie było) właściciel krzyknął 2500 peso, kiedy do tej pory płaciliśmy zawsze coś w okolicy 600 (za fajną chatkę w resortach z basenem)! Dodał, że w cenę wliczone jest jedzenie, ale dzienny koszt jedzenia na jedną osobę na Filipinach to ok. 300 peso, zatem nadal ten układ wcale się nam nie kalkulował. Ja chciałem następnego dnia popłynąć na nurkowanie, natomiast Kasia ze względu na lekkie zapalenie ucha, którego się nabawiła podczas ostatnich nurkowań postanowiła sobie zrobić przerwę. W końcu po prawie 30 minutach przerzucania się kwotami ustaliliśmy cenę naszego 1 dniowego pobytu na 6500 peso z wyżywieniem za dwie osoby, w tym moje 4 nurkowania (cena nurkowania na Filipinach to od 1200 do 1500 peso za jedno nurkowanie), więc w gruncie rzeczy super deal! Po negocjacjach zmęczeni padliśmy na łóżka.

Rano wstałem wcześnie, żeby zjeść śniadanie i dobrać sprzęt, po czym wypłynęliśmy na nurkowania. Szczerze mówiąc zaskoczyli mnie ilością nurkowań w ciągu jednego dnia. Zazwyczaj nurkowałem góra 3 razy i potem byłem dość zmęczony. Nie jest to zmęczenie takie jak po długim biegu, czy długiej trasie na rowerze, jest to zupełnie inny rodzaj zmęczenia. Nie do końca wiem z czego to wynika, ale po prostu człowiek ma ochotę położyć się i zasnąć. W każdym razie brałem pod uwagę opcję opuszczenia ostatniego nurkowania.
Jak już wspomniałem, centrum nurkowe było nastawione na Koreańczyków i właśnie to byli moi towarzysze podczas nurkowań. Jak dotąd nurkowałem z różnymi nacjami, ale Koreańczycy przebili wszystkich. Pod wodą zachowują się tragicznie – dotykają koralowców, łapią wolniejsze ryby, podnoszą ślimaki i inne wolne zwierzaki morskie, a niektórym nie przeszkadza np. to że stają na delikatnych ukwiałach... Po prostu pogrom pod wodą. Mam nadzieję, że trafiłem na wyjątkowych ignorantów i że nie wszyscy w Korei mają takie podejście do podwodnego życia.
Jakby tego było mało to powietrze kończyło im się już po 40 minutach, w momencie gdy ja miałem około połowę zbiornika, ale skoro nurkowaliśmy jako grupa, musiałem wynurzać się razem z nimi Teraz rozumiem czemu nurkują aż 4 razy...
Jeżeli chodzi o samo nurkowanie, to na Anilao rafa jest bardzo bogata. Koralowce są przepiękne, a w niektórych miejscach jest bardzo dużo ryb, z tym, że są to małe ryby. Brak tam jakichkolwiek dużych ryb, nawet o pospolite w innych miejscach red snappery było trudno. Wynika to ze spustoszenia okolicznych wód przez kłusowników polujących za pomocą dynamitu. Taki delikwent zamiast zarzucać wędkę albo sieć po prostu rzuca dynamit przywiązany do kamienia. Dynamit opada na dno i wybucha, ryby umierają w wyniku fali uderzeniowej i wypływają na powierzchnię. Kłusownik zgarnia większe ryby, a małe zostawia. W ten sposób ginie spora ilość dużych i małych ryb, a do tego niszczone są koralowce. Taki sposób połowu jest nielegalny na Filipinach, niestety lokalesi za bardzo się tym nie przejmują i już od lat pustoszą rafy. Efektem tego jest absolutny brak dużych ryb w okolicy. Podobno jeszcze 5-7 lat wcześniej było sporo rekinów, tuńczyków itp., teraz nie ma ich tutaj już wcale. Do tego przy brzegu, na powierzchni wody pływa masa śmieci...




yellow trumpetfish

murray eel

Kasia, podczas gdy ja nurkowałem, postanowiła za dnia rozejrzeć się za bardziej przyjaznym resortem. Niestety jej poszukiwania nie dały zbyt dobrych rezultatów – wszędzie było znacznie drożej niż w resorcie, do którego trafiliśmy, a wcale nie było lepiej. Biorąc to pod uwagę oraz fakt, że raczej już nic więcej ciekawego pod wodą nie zobaczymy postanowiliśmy spakować plecaki i ruszyć do Batangas, gdzie następnego dnia rano złapaliśmy prom do Puerto Galera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz