Po kilku dniach świetnego nurkowania opuściliśmy Puerto Galera i wyruszyliśmy w kierunku miejscowości Donsol – dive spot,
gdzie istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo spotkania whalesharks
– rekinów wielorybich. Nurkowanie z takimi olbrzymami musi być
niesamowitym przeżyciem, zatem było na naszej liście must do!
Niestety...w
miejscowości
transferowej w drodze na Donsol, gdzie nocowaliśmy aby następnego
dnia wyruszyć dalej na miejsce, zagadaliśmy do białasa ze Stanów,
siedzącego przy kompie na recepcji naszego hotelu. Często
zagadujemy do białasów i zbieramy cenne informacje w stylu –
gdzie warto, a gdzie nie warto jechać. Białas – Kip mówi, że
właśnie wraca z Donsol i już od dwóch tygodni nie ma tam whalesharków :(
podobno z
powodu upałów odpłynęły, kończąc w ten sposób sezon o jakiś miesiąc za
wcześnie. Posmutnieliśmy
strasznie, a Kip na to, że całkiem niedaleko bo tylko godzinę jazdy
autobusem, 4 godziny promem i znowu 2 autobusem (co na Filipiny
nie jest długim dystansem) jest super przyjazna miejscówka, gdzie można
posurfować i że koniecznie musimy się tam wybrać. Zareklamował ją jako
najlepszą miejscówkę na Filipinach, a podróżował po tym kraju już od 6
tygodni, więc chyba wiedział co mówi. Tak więc za
radą Kipa trafiliśmy do Majestic Resort w miejscowości Purarran na
wyspie Cotanduanes.
Transfer
na Purraran był
bardzo męczący. Wystartowaliśmy o 6 rano, a nasza podróż składała się z
następujących etapów:
15 min trzycyklem na dworzec, potem godzina w minibusie, potem 3
godziny na promie (na który wbiegliśmy gdy już prawie odpływał -
dziękujemy wszystkim życzliwym, za podanie błędnej godziny odpłynięcia
:), potem godzina autobusem, następnie godzina na
dachu jeepneja i na ostatnim odcinku znowu 30 min w trzcyklu.
Z promu mieliśmy widok na przepiękny wulkan o kształcie idealnego stożka - Mt Mayon (2463 m)
na dachu jeepneya
Kiedy
po 7 godzinach dotarliśmy na miejsce byliśmy padnięci, ale kiedy
zobaczyliśmy to piękne miejsce, a ekipa poczęstowała nas zimnym
piwem z całym przekonaniem stwierdziliśmy, że było warto!
Majestic jest rodzinnym resorcikiem na odludnej, pięknej plaży
gdzie praktycznie w ogóle nie ma turystów. Miejsce to słynie ze
znakomitych warunków do surfingu, zatem Piotrek zaraz po obiedzie,
który składał się ze świeżej rybki i chrupiących warzyw złapał
za deskę i ruszył na swoją pierwszą lekcję surfingu. Ja
zdecydowałam, że pora na relaks i rozłożyłam się z piwkiem na
hamaku przy naszej bambusowej chatce :)
Pyszny obiadek z pięknym widokiem
Pierwsza lekcja surfingu zakończona
Niestety rafa pod falami była dość ostra
Nasza chatka
Relaks
Na Purraran spędziliśmy
niestety niecałe 3 dni, gdyż mieliśmy już wykupiony lot do Manili
– stolicy Filipin skąd z kolei mieliśmy wylot do Malezji. Chętnie spędzilibyśmy tam drugie tyle... Czas na
Purraran upłynął nam na błogim lenistwie, tzn. bardziej mnie bo
Piotrek siedział godzinami w wodzie starając się złapać falę i
utrzymać równowagę na desce. Szło mu całkiem nieźle.
Piotrek:
Surfing jest genialny! Ale też i bardzo męczący. Zabawę zaczyna się na
longboardzie, dużej deski o dużej wyporności, bardziej stabilnej od
shortboardu - małej deski dla zaawansowanych. Najbardziej męczące jest
wiosłowanie rękami żeby przebić się przez nadchodzące fale na tyły
miejsca, w którym zaczynają się one załamywać. Longboard ma to do
siebie, że nie da się z nim zanurzyć pod nadchodzącą falę, tak jak to
robią goście z shorboardami, więc trzeba się przebijać górą fali. Nieraz
fala załamuje się zaraz nad głową i wtedy swoją ogromną siłą zazwyczaj
zmywa z deski. Gdy były silniejsze fale (zależy od przypływu) przebicie
się na tyły fal zajmowało jakieś 10-15 minut ciężkiej walki, a potem
łapałem falę i płynąłem na niej jakieś 20 - 30 sek. Oczywiście jak się
nie wywaliłem na samym początku, wtedy kotłowałem się razem z nią, a w
nagrodę miałem znowu jakieś 10-15 minut walki... Tak więc na naukę
samego surfowania jest niewiele czasu, w ciągu godziny może jakieś parę
minut :)
Back to Kasia:
A... i jeszcze jeden
bardzo istotny czynnik, za który Majestic Resort dostaje w naszym
rankingu 5 gwiazdek – jedzenie! Za jakieś 12 PLN za danie, kuchnia
serwowała świeże homary lub grillowanego tuńczyka w
akompaniamencie chrupiących warzyw i soczystego mango!
Raj dla podniebienia!
Pyyyyycha Seafood za 12 zł za talerz, słabo?
Czarny humor :)
Piotrek i jego nowy
przyjaciel
Na chwilę przed zachodem słońca
Pożegnalne zdjęcie z przesympatyczną ekipą z Majestic
Wizyta na Purraran okazała
się być strzałem w dziesiątkę i dzięki niej mogliśmy z małym opóźnieniem, ale za to porządnie uczcić naszą pierwszą rocznicę! :)
W drodze powrotnej mieliśmy znowu okazję podziwiać idealny kształt wulkanu Mayon.
genialnie! Jak to praktyczni nie ma turstow- przeciez wy jestescie ;-D
OdpowiedzUsuńAlaska - fajny opis surfowania, od razu wiem że szkoda czasu, braknie życia ;)
OdpowiedzUsuńYo!
Wano