poniedziałek, 18 czerwca 2012

2012.05.28 - 31 - Puraran Majestic Beach

Po kilku dniach świetnego nurkowania opuściliśmy Puerto Galera i wyruszyliśmy w kierunku miejscowości Donsol – dive spot, gdzie istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo spotkania whalesharks – rekinów wielorybich. Nurkowanie z takimi olbrzymami musi być niesamowitym przeżyciem, zatem było na naszej liście must do!
Niestety...w miejscowości transferowej w drodze na Donsol, gdzie nocowaliśmy aby następnego dnia wyruszyć dalej na miejsce, zagadaliśmy do białasa ze Stanów, siedzącego przy kompie na recepcji naszego hotelu. Często zagadujemy do białasów i zbieramy cenne informacje w stylu – gdzie warto, a gdzie nie warto jechać. Białas – Kip mówi, że właśnie wraca z Donsol i już od dwóch tygodni nie ma tam whalesharków :( podobno z powodu upałów odpłynęły, kończąc w ten sposób sezon o jakiś miesiąc za wcześnie. Posmutnieliśmy strasznie, a Kip na to, że całkiem niedaleko bo tylko godzinę jazdy autobusem, 4 godziny promem i znowu 2 autobusem (co na Filipiny nie jest długim dystansem) jest super przyjazna miejscówka, gdzie można posurfować i że koniecznie musimy się tam wybrać. Zareklamował ją jako najlepszą miejscówkę na Filipinach, a podróżował po tym kraju już od 6 tygodni, więc chyba wiedział co mówi. Tak więc za radą Kipa trafiliśmy do Majestic Resort w miejscowości Purarran na wyspie Cotanduanes.

Transfer na Purraran był bardzo męczący. Wystartowaliśmy o 6 rano, a nasza podróż składała się z następujących etapów: 15 min trzycyklem na dworzec, potem godzina w minibusie, potem 3 godziny na promie (na który wbiegliśmy gdy już prawie odpływał - dziękujemy wszystkim życzliwym, za podanie błędnej godziny odpłynięcia :), potem godzina autobusem, następnie godzina na dachu jeepneja i na ostatnim odcinku znowu 30 min w trzcyklu. 

  Z promu mieliśmy widok na przepiękny wulkan o kształcie idealnego stożka - Mt Mayon (2463 m)

 na dachu jeepneya


Kiedy po 7 godzinach dotarliśmy na miejsce byliśmy padnięci, ale kiedy zobaczyliśmy to piękne miejsce, a ekipa poczęstowała nas zimnym piwem z całym przekonaniem stwierdziliśmy, że było warto! Majestic jest rodzinnym resorcikiem na odludnej, pięknej plaży gdzie praktycznie w ogóle nie ma turystów. Miejsce to słynie ze znakomitych warunków do surfingu, zatem Piotrek zaraz po obiedzie, który składał się ze świeżej rybki i chrupiących warzyw złapał za deskę i ruszył na swoją pierwszą lekcję surfingu. Ja zdecydowałam, że pora na relaks i rozłożyłam się z piwkiem na hamaku przy naszej bambusowej chatce :)


 Pyszny obiadek z pięknym widokiem


   Pierwsza lekcja surfingu zakończona

 Niestety rafa pod falami była dość ostra

 Nasza chatka

Relaks

Na Purraran spędziliśmy niestety niecałe 3 dni, gdyż mieliśmy już wykupiony lot do Manili – stolicy Filipin skąd z kolei mieliśmy wylot do Malezji. Chętnie spędzilibyśmy tam drugie tyle... Czas na Purraran upłynął nam na błogim lenistwie, tzn. bardziej mnie bo Piotrek siedział godzinami w wodzie starając się złapać falę i utrzymać równowagę na desce. Szło mu całkiem nieźle.

Piotrek: Surfing jest genialny! Ale też i bardzo męczący. Zabawę zaczyna się na longboardzie, dużej deski o dużej wyporności, bardziej stabilnej od shortboardu - małej deski dla zaawansowanych. Najbardziej męczące jest wiosłowanie rękami żeby przebić się przez nadchodzące fale na tyły miejsca, w którym zaczynają się one załamywać. Longboard ma to do siebie, że nie da się z nim zanurzyć pod nadchodzącą falę, tak jak to robią goście z shorboardami, więc trzeba się przebijać górą fali. Nieraz fala załamuje się zaraz nad głową i wtedy swoją ogromną siłą zazwyczaj zmywa z deski. Gdy były silniejsze fale (zależy od przypływu) przebicie się na tyły fal zajmowało jakieś 10-15 minut ciężkiej walki, a potem łapałem falę i płynąłem na niej jakieś 20 - 30 sek. Oczywiście jak się nie wywaliłem na samym początku, wtedy kotłowałem się razem z nią, a w nagrodę miałem znowu jakieś 10-15 minut walki... Tak więc na naukę samego surfowania jest niewiele czasu, w ciągu godziny może jakieś parę minut :)

Back to Kasia:
A... i jeszcze jeden bardzo istotny czynnik, za który Majestic Resort dostaje w naszym rankingu 5 gwiazdek – jedzenie! Za jakieś 12 PLN za danie, kuchnia serwowała świeże homary lub grillowanego tuńczyka w akompaniamencie chrupiących warzyw i soczystego mango!
Raj dla podniebienia!


 Pyyyyycha Seafood za 12 zł za talerz, słabo?

 Czarny humor :)

Piotrek i jego nowy przyjaciel



 Na chwilę przed zachodem słońca

 Pożegnalne zdjęcie z przesympatyczną ekipą z Majestic



Wizyta na Purraran okazała się być strzałem w dziesiątkę i dzięki niej mogliśmy z małym opóźnieniem, ale za to porządnie uczcić naszą pierwszą rocznicę! :)


W drodze powrotnej mieliśmy znowu okazję podziwiać idealny kształt wulkanu Mayon.


2 komentarze:

  1. genialnie! Jak to praktyczni nie ma turstow- przeciez wy jestescie ;-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Alaska - fajny opis surfowania, od razu wiem że szkoda czasu, braknie życia ;)
    Yo!
    Wano

    OdpowiedzUsuń