wtorek, 5 czerwca 2012

2012.05.13 - 16 - Bohol

1000 PHP = 80 PLN

O 15.00 wskoczyliśmy na prom i 2 godziny później byliśmy już na rajskiej wyspie Bohol. Za pomocą tricykla (lokalny środek transportu - motor z takim większym koszem) dostaliśmy się na maleńką wysepkę Panglao połączoną z Boholem za pomocą mostu. W LP znaleźliśmy resorcik Bohol Divers Resort, w którym ceny zakwaterowania mieściły się w naszym skromnym budżecie i tam też się udaliśmy. W rzeczywistości resort zdecydowanie przebił nasze oczekiwania, gdyż oprócz tanich i czystych kwaterek, miał drogie apartamenty, a co z tym się wiąże całą wypaśną infrastrukturę typu basen, przyjemna restaurację z pięknym widokiem, a do tego organizował nurkowania, więc wszystko mieliśmy pod nosem. Pełen wypas!


Plaża przy resorcie

 Widok z restauracji

 Basenik:)

Wieczorem wybraliśmy się na spacer aby coś przekąsić. Specyfiką tego miejsca są bardzo liczne restauracje, które wstawiają grille ze świeżym seafoodem i stoliczki na plaży, zatem można siedzieć przy samej wodzie i wcinać w blasku księżyca pyszne rybki. Niestety jest jedno ale... seafood okazał się być bardzo drogi i w efekcie za średniej wielkości rybę czy talerz krewetek trzeba było wydać ok 30 PLN + dodatki + piwko i robiło się ok 40 PLN od dania – czyli cena jak w kraju.
Stwierdziliśmy, że dziś wyjątkowo możemy odżałować trochę więcej kaski i zjeść kolację w tej cenie. Objadłszy się świeżymi krewetami ruszyliśmy dalej i już całkowicie olewając założenia budżetowe wypiliśmy po pysznej margaricie, a na deser dołożyliśmy jeszcze wyśmienite lody.
Pyszota!


Margaritka i lodzik:) Mniami!

Następnego dnia wypożyczyliśmy skuter i wybraliśmy się na całodniową wycieczką aby zobaczyć Wzgórza Czekoladowe i dziwaczne stworzonka o nazwie Tarsiers. Wg wikipedii: gatunek ssaka z rodziny wyrakowatych występujący w lasach deszczowych Filipin, wyewoluował ok. 45 milionów lat temu. My, po uważnym przyjrzeniu się tym zwierzakom, mamy jednak inną teorię na temat tego gatunku. Widzieliście kiedyś Star Wars? Kojarzycie Master Yodę? No to chyba wszystko jasne :)



 Taszirek nr 1

 Taszirek nr 2

Taszirek nr 3


Wzgórza czekoladowe

 W drodze powrotnej zahaczyliśmy o market. 
Ta sympatyczna pani z okazji Fiesty obdarowała nas bananami.

Lokalny przysmak- suszona skóra ryby

Wracając z Chocolate Hills widzieliśmy lokalną ciekawostkę: w pewnej miejscowości postanowiono wybudować most. Pozyskano środki, była feta i budowa ruszyła. Po pewnym czasie udało się pokonać rzekę i nagle (!) okazało się, że most idzie prosto na kościół, który stoi tam od XVI wieku. Jako że Filipińczycy są bardzo wierzącymi ludźmi, nie było wyjścia jak tylko zaniechać budowy. Dobudowano jedynie schody prowadzące na most, dzięki czemu powstała chyba najszersza na świecie kładka dla pieszych :) Efekt możecie podziwiać poniżej.


Wieczorem tego dnia zrobiliśmy rozeznanie i znaleźliśmy lokalną knajpkę gdzie serwowali tanie i pyszne jedzonko. Od tej pory wszystkie kolacje jadaliśmy właśnie tam. Przysmakiem były jelita kurczaka w sosie BBQ :D i rosół na żeberkach w wydaniu filipińskim :D. I tutaj należy wspomnieć, że Filipińczycy mają szajbę na punkcie grilla. Po zachodzie słońca dosłownie na każdym rogu i przy każdym lokalnym sklepiku kopcą się grille. Najpopularniejszym serwowanym w takich miejscach zestawem jest szaszłyk ze świnki w sosie BBQ + ryż polany sosem sojowym, octem i sokiem z limonki. Muszę przyznać, że całkiem nieźle się to wszystko komponowało i świnka BBQ stała się najczęściej degustowaną przez nas potrawą na Filipinach.

jelita kurczaczka

pyszny rosołek


Jedzenie, jedzeniem, ale oczywiście główną rozrywką, na którą nastawiliśmy się przylatując Filipiny jest nurkowanie. Zatem zaraz następnego dnia wykupiliśmy sobie nurkowania w hotelowym Dive Shopie. Bohol słynie z nurkowania na pobliskiej wyspie Balicasang, a w szczególności z miejsca zwanego TurtleSoup – w wolnym tłumaczeniu coś w stylu „Zupa z Żółwia” czy „Zupa Żółwi” :) w każdym bądź razie chodzi o miejsce gdzie zawsze można spotkać masę żółwików. No i faktycznie napatoczyliśmy się tam na jakieś 10 żółwi podczas tylko jednego nurkowania. Niestety zwierzaki były bardzo płochliwe i nie dało się podpłynąć do nich zbyt blisko. Ryby też zachowywały się dość nerwowo i szybko zwiewały na nasz widok no i ogólnie nie było ich zbyt wiele. Okazało się że ryby i żółwie mają traumę spowodowaną metodą połowu za pomocą dynamitu tzw. dynamite fishing i miejscowe tereny nurkowe bardzo ucierpiały z powodu tej nielegalnej metody połowu. Jednak pomimo znerwicowanych rybek udało się nam zrobić parę ładnych zdjęć i nawet nakręcić filmik z żółwiem w roli głównej:)





 podwodna kapusta

amator podwodnej kapusty (ten bez maski)




Po owocnych nurkowaniach wieczory spędzaliśmy w naszej ulubionej lokalnej knajpie BBQ, a potem szwędając się po plaży i taplając w hotelowym basenie. 





 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz